Kiedy perfumy osiągają taki sukces komercyjny, jak miało to miejsce w przypadku Dior Sauvage, należy oczekiwać, że firma będzie próbowała wydobyć jak najwięcej pieniędzy z tego produktu. W świecie perfum te rzeczy nazywane są flankerami, a Sauvage ma ich kilka. Oprócz klasycznej wersji eau de toilette, na przestrzeni lat pojawiła się również wersja eau de parfum, a także parfum. A teraz wreszcie długo wyczekiwana, ekscytująca, spektakularna, zjawiskowa… wersja Sauvage Elixir.
Co obiecuje nam Dior Sauvage Elixir? Oprócz znacznie wyższej ceny i orgazmicznych miniatur recenzentów youtube? Twórca perfum, Francois Demachy, mówi, że jest to niezwykle skoncentrowana wersja, niczym szlachetny trunek, wykonany z wyjątkowych składników. Symboliczna świeżość klasycznych perfum Sauvage zanurzona w odurzających przyprawach na bazie lawendy i drewna tworzy mocny, bogaty i urzekający ślad. Muszę przyznać, że byłem mile zaskoczony, gdy pierwszy raz powąchałem tę nową odmianę. Dzięki połączeniu nut korzennych i drzewnych odniosłem wrażenie czegoś zwęglonego, ostrego, męskiego, trochę nieprzyjemnego, ale dziwnie atrakcyjnego, czegoś takiego jak Mugler A*Man. Mieszanka spalonej gumy i cukru nie jest czymś, co często znajduje się w markowych esencjach. Tak więc pierwsze wrażenie było nadspodziewanie dobre.
Jednak z biegiem czasu perfumy stały się prozaiczne i nudne, ze znanym już połączeniem lawendy i kumaryny, podstawy wszystkich zapachów fougere, z ciężkim drzewnym odcieniem. Próba flirtowania z niszowym światem, ale bez istotnych zmian i ryzyka, przypomniała mi o tych wszystkich fałszywych próbach, kiedy dawne gwiazdy popu próbują odtworzyć swój wizerunek i stać się gwiazdami rocka poprzez nakładanie eyelinera i malowanie paznokci na czarno. Nie, to wciąż chłopcy bez drugorzędnych cech płciowych, którzy udają męskość i niebezpieczny styl. W tym sensie może Dior Sauvage Elixir jest rzeczywiście eliksirem dla tych wszystkich chłopców bez brody, którzy chcą zrobić krok w kierunku dorosłości i przejść od wody toaletowej do czegoś poważniejszego, oczywiście tylko na poziomie powierzchownym. Wszystkim innym, którzy pomyślnie przeszli przez okres dojrzewania i dorośli, dosłownie i w przenośni, i którzy kochają Diora, polecam trzymać się swoich Eau Sauvage i Dior Homme.
Teraz dla przypomnienia parę słów o pierwowzorze, gdyby ktoś nie był do końca w temacie. Sauvage Eau de Toilette to jasna i optymistyczna woda toaletowa o bursztynowej i cytrusowej świeżości, która wysycha w czystą i mydlaną mieszankę z drzewnymi nutami. To przyzwoity zapach, trwały i wydajny, który działa dobrze. Początek Sauvage wydziela aromat bursztynu, pieprzu i ostrej nuty bergamotki. Jest w tym trochę pikanterii, a po pewnym czasie wychodzi spora ilość ambroksanu. Perfumy są przyjemne, w ostatecznej fazie rozwoju stają się czyste i mydlane z lekko pikantnymi nutami drzewnymi i wszechobecną bergamotką. Kombinacja bergamotka/bursztyn daje ciekawy i miły dla nosa słodki (ale nie przesadnie) efekt słodyczy.
Sauvage jest silnym aromatem od samego początku, ciągnie tę moc przez wszystkie fazy swojego rozwoju. Pracuje dynamicznie i nigdy nie zapada się w niepamięć. To bardzo spójna mieszanka, która zostawi za tobą równie duży ślad zapachowy. Kompozycja daje mi 6-8 godzin noszenia, zwykle w górnej części tego zakresu. Pod tym względem zapach jest bardzo konsekwentny. Myślę, że ma też dobrą wszechstronność, jeśli chodzi o zastosowanie. Można go nosić zarówno jako zapach casualowy w ciągu dnia, jak i wieczorowy lub na romantyczne spotkania. Jest raczej aromatem wiosenno-letnim i chociaż technicznie można go nosić w chłodniejszych miesiącach roku, tak naprawdę nie jest wtedy w swoim żywiole.
Dior Sauvage edt to pikantna piżmowa esencja, którą, jak sądzę, może wygodnie nosić facet w każdym wieku. Otwarcie perfum jest naprawdę znakomite. Czuć ostre kwiatowe i korzenne nuty, które mogą trochę przypominać początek starego Zino Davidoffa lub Paco Rabanne Invictus. Oprócz bergamotki i pieprzu dostajemy małe pachnące róże, co jest bardzo przyjemne. Na liście nut nie ma róży, ale dla mnie pachnie to jak róża. Nie podoba mi się jednak środkowy etap, ponieważ przez godzinę lub dwie dominuje ostre, syntetycznie pachnące piżmo z efektem prania. Wytrawność jest jednak całkiem przyjemna, bo piżmo uspokaja się, a na pierwszy plan wysuwają się korzenne i drzewne nuty. Sauvage staje się lepszy, im dłużej go nosisz. Ogólnie można opisać ten zapach jako ostry, korzenny aromat z przyjemnymi kwiatowymi tonami, które nadają mu głębi. Prawdopodobnie nie kupiłbym butelki, chociaż uważam, że to dobra kompozycja. Gdyby jednak ktoś dał mi go w prezencie, zatrzymałbym i nosił.